Chciałam tylko napisać, co mnie w ostatni piątek spotkało.
Mianowicie, dzieciaki (szczególnie chłopcy) strasznie lubią piłkę nożną i wprost zakochani są w polskiej reprezentacji. Nie muszę chyba tłumaczyć z jakich względów, ale najbardziej uwielbiają Roberta Lewandowskiego. Wcale się nie dziwię, sama również od jakiegoś czasu podzielam te wszystkie zachwyty nad Naszymi, choć na piłce nie znam się ani trochę :)
Niemniej jednak, powiązawszy miłość do swojego idola, jakim jest pan Lewandowski, z moim upodobaniem do rysowania i jako-takim talentem, pewien chłopiec prosił mnie ostatnio o narysowanie dla niego tegoż piłkarza.
Na początku delikatnie go "odprawiłam", no bo przecież jasne, że mogłabym go narysować, ale ogólnie rzecz biorąc to ja portrety rysuję na zamówienie, to trwa u mnie wiele godzin, dostaję za to jakąś zapłatę i w ogóle..
Jednak on na drugi dzień znowu prosił, jeszcze bardziej.
A ja bardzo tego chłopca lubię.
Dlatego też postanowiłam, że "a, machnę na szybko jakiś portrecik, niech się cieszy".
Machnęłam. Zajęło mi to godzinkę, dlatego jest średnio dopracowany. Zależało mi jednak na tym, żeby w ogóle widać było, kogo portret przedstawia. A skoro, powiedzmy, widać, no to byłam usatysfakcjonowana efektem na tyle, że następnego dnia, kiedy uczeń zapytał, czy może narysowałam mu "Lewego", wręczyłam mu widoczny powyżej obrazek.
Jego reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania.
Stał tak i patrzył w tą kartkę. A potem rzucił się, by mnie uściskać. Ściskał mocno, dziękował, ściskał dalej i dziękował jeszcze bardziej! Potem biegał po klasie, a potem po szkole i pokazywał wszystkim, co też ta pani Karina dla niego narysowała.. Bardzo się cieszyłam, że tak mu się podobało.
Ale najważniejszy dla mnie moment nastąpił później.
Przyszedł do mnie i próbował coś mi powiedzieć, coś bardzo ważnego i widziałam, jak wiele to dla niego znaczy. No, ale wiadomo, chłopiec lat 8, w porywach do 9, druga klasa podstawówki, malutki, niep. int., więc nie umiał tego wszystkiego wyrazić w idealny sposób.
Spróbuję mniej więcej przytoczyć jednak jego wypowiedź. Bo bardzo mnie to poruszyło.
"Pani, jak już będę, no, taki większy, duży już, starszy, no to jak będę taki starszy, to ja zachowam ten obrazek i ja go będę wyciągał no i za każdym razem jak go zobaczę to ja będę myślał o pani i ja będę pamiętał o tym, jaka pani była dla mnie kochana. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!"
Po czym się popłakał.
Mówił, że płacze ze wzruszenia, bo taka jestem dla niego dobra.
Nawet nie wiecie, jak mnie to wzruszyło. Mało brakowało, a płakalibyśmy razem!
Lekcja na dziś?
Warto czasem zrobić dla dzieci coś więcej, coś ponad programowe "minimum". Dla takich reakcji i takiego szczęścia choćby jednego ucznia. Dla takich chwil warto się starać. :)