8 paź 2017

Rysunek dla fana piłki nożnej


Chciałam tylko napisać, co mnie w ostatni piątek spotkało.

Mianowicie, dzieciaki (szczególnie chłopcy) strasznie lubią piłkę nożną i wprost zakochani są w polskiej reprezentacji. Nie muszę chyba tłumaczyć z jakich względów, ale najbardziej uwielbiają Roberta Lewandowskiego. Wcale się nie dziwię, sama również od jakiegoś czasu podzielam te wszystkie zachwyty nad Naszymi, choć na piłce nie znam się ani trochę :)
Niemniej jednak, powiązawszy miłość do swojego idola, jakim jest pan Lewandowski, z moim upodobaniem do rysowania i jako-takim talentem, pewien chłopiec prosił mnie ostatnio o narysowanie dla niego tegoż piłkarza.
Na początku delikatnie go "odprawiłam", no bo przecież jasne, że mogłabym go narysować, ale ogólnie rzecz biorąc to ja portrety rysuję na zamówienie, to trwa u mnie wiele godzin, dostaję za to jakąś zapłatę i w ogóle..
Jednak on na drugi dzień znowu prosił, jeszcze bardziej.
A ja bardzo tego chłopca lubię.
Dlatego też postanowiłam, że "a, machnę na szybko jakiś portrecik, niech się cieszy".

Machnęłam. Zajęło mi to godzinkę, dlatego jest średnio dopracowany. Zależało mi jednak na tym, żeby w ogóle widać było, kogo portret przedstawia. A skoro, powiedzmy, widać, no to byłam usatysfakcjonowana efektem na tyle, że następnego dnia, kiedy uczeń zapytał, czy może narysowałam mu "Lewego", wręczyłam mu widoczny powyżej obrazek.

Jego reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania.

Stał tak i patrzył w tą kartkę. A potem rzucił się, by mnie uściskać. Ściskał mocno, dziękował, ściskał dalej i dziękował jeszcze bardziej! Potem biegał po klasie, a potem po szkole i pokazywał wszystkim, co też ta pani Karina dla niego narysowała.. Bardzo się cieszyłam, że tak mu się podobało.
Ale najważniejszy dla mnie moment nastąpił później.

Przyszedł do mnie i próbował coś mi powiedzieć, coś bardzo ważnego i widziałam, jak wiele to dla niego znaczy. No, ale wiadomo, chłopiec lat 8, w porywach do 9, druga klasa podstawówki, malutki, niep. int., więc nie umiał tego wszystkiego wyrazić w idealny sposób.
Spróbuję mniej więcej przytoczyć jednak jego wypowiedź. Bo bardzo mnie to poruszyło.

"Pani, jak już będę, no, taki większy, duży już, starszy, no to jak będę taki starszy, to ja zachowam ten obrazek i ja go będę wyciągał no i za każdym razem jak go zobaczę to ja będę myślał o pani i ja będę pamiętał o tym, jaka pani była dla mnie kochana. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!"

Po czym się popłakał.

Mówił, że płacze ze wzruszenia, bo taka jestem dla niego dobra.


Nawet nie wiecie, jak mnie to wzruszyło. Mało brakowało, a płakalibyśmy razem!

Lekcja na dziś?
Warto czasem zrobić dla dzieci coś więcej, coś ponad programowe "minimum". Dla takich reakcji i takiego szczęścia choćby jednego ucznia. Dla takich chwil warto się starać. :)

16 kwi 2017

Tulipan


Spotkało mnie przed Świętami coś, o czym nie mogę nie napisać. Będzie tekst długi, mam nadzieję, że nie nudny, a tym bardziej mam nadzieję, że ktoś dotrwa w przeczytaniu.
Bo wzruszyła mnie cała sytuacja, no.
Ale po kolei.

We wtorek przed przerwą świąteczną zdarzyła się nieprzyjemna sytuacja na świetlicy szkolnej. 
Jeden uczeń z 2 klasy podstawówki, O., który kiedyś był przemiłym chłopcem, a teraz zbiesił się piekielnie, obrzucał parszywymi przezwiskami innego ucznia ze swojej własnej klasy. 
D., który do pewnego czasu te wyzwiska dzielnie puszczał mimo uszu, znany jest w szkole z tego, że kiedy się wkurzy, to nie ma zmiłuj - dostaje szału, bije, gryzie, drze się i w ogóle jest jak jakiś diabeł tasmański. Kiedyś było gorzej, po zastosowaniu pewnych rozwiązań chłopak uspokoił się nieco, na zaczepki nawet potrafi odpowiedzieć „nie sprowokujesz mnie” albo nawet „nie zaczepiaj mnie bo potem jak stracę panowanie to biję i są same problemy” (!). 
Niestety, w tym momencie D. już nie wytrzymał i od płaczu bardzo sprawnie przeszedł do działania. Swojego małego prześladowcę zaczął gonić po całej świetlicy z zamiarem, jak to sam nazwał, „zabicia go”, i zanim zdołałam do nich dobiec, O. zdążył wybiec z pomieszczenia na korytarz szkolny, a w drzwiach do świetlicy stanął S. - uczeń klasy 6. Zastawił przejście tak, że D. nie miał jak wybiec za O.
S. to kochany chłopak, uwielbiam go i mogłabym go adoptować (nie no żartuję ogólnie, ale to oddaje niemal rodzicielskie uczucia, jakimi go darzę), to dobry dzieciak, uczynny, sympatyczny i ma poczucie humoru (!). Jednak kiedy się wkurzy, jest gorszy niż D. Ma zdecydowanie większą krzepę, mimo że wygląda niepozornie, a jak wpadnie w szał, to nie da się go z ofiarą rozdzielić, serio. Tak też stało się i tym razem.
D. chciał biec za O. i go bić, a S. nie chciał go przepuścić, bo chciał zapobiec tej bójce. Wszystko działo się bardzo szybko. D. uderzył S., zaczął go wyzywać, wtedy S. złapał D., ja próbowałam sprawić, by go puścił, jednak już było za późno.
Zaczęli się bić.
A właściwie to D. próbował uderzyć S., ale ten zaczął tak naparzać drugoklasistę, że nie dał mu żadnych szans. Przybiegła kolejna nauczycielka, razem nie byłyśmy w stanie ich rozdzielić. Dopiero kiedy dobiegła następna, we trójkę udało nam się odciągnąć chłopaków od siebie. Na koniec S. zadał jeszcze finalny cios, jakim był kopniak w splot słoneczny D., tak, że ten osunął się na ziemię, próbował złapać oddech i wył, wył, wył…

Podczas całej tej sytuacji, wchodząc między chłopaków, oberwało mi się parę kopniaków po nogach od S. I wiecie, byłam na niego o to zła. Nigdy nie przejmowałam się za bardzo tym, że dostało mi się od jakiegoś dzieciaka podczas rozdzielania bójki. Tym razem jednak był to uczeń, z którym byłam zawsze w tak dobrych relacjach, że fakt, iż moje apele o to, żeby przestał, puścił i ogólnie poszedł sobie, spływały po nim w amoku, w jakim był, wkurzył mnie na tyle, że obraziłam się NA DZIECKO. Tak, okej, potraktujmy to minutą ciszy.

Nie omieszkałam mu tego wypomnieć kilka godzin później na świetlicy, kiedy S. jak zwykle dosiadł się do mnie i moich dzieciaków podczas obiadu. Przywitał się z promiennym uśmiechem i jakby nigdy nic próbował nawiązać rozmowę. Wtedy powiedziałam mu, że z nim nie gadam, a jemu mina zrzedła. Zbladł niemal biedaczek! Nad stołem zapanowała cisza, no bo pani Karina nie gada z S.? Jak to, pani Karina obrażona? Niemożliwe, pani Karino, co się stało?
Powiedziałam mu, o co mam żal, a S., jak nie zaczął przepraszać! Że przecież nie wiedział, że nie widział, że on nie chciał, że o rety!
No to mu powiedziałam, żeby następnym razem jednak zaczął wiedzieć, widzieć i słuchać co się mówi do niego.
No to powiedział że będzie i że przeprasza i że o rety!
Przyjęłam to skinieniem głowy, ale w sumie nie rozmawiałam z nim więcej tego dnia.

Następnego dnia było przedstawienie Wielkanocne, ostatnie spotkanie w szkole przed przerwą świąteczną. Byłam przebrana za góralkę (według niektórych - za kelnerkę, co zrobić..) i biegałam po szkole w poszukiwaniu jednej dziewczynki, która „się zawieruszyła” komuś. Wpadłam na S., który oczywiście przywitał się ze mną i zaczął za mną łazić. Nie miałam czasu ani głowy do tego, żeby się nim zajmować, ale on nie odpuszczał. Kiedy poszukiwania zawiodły mnie na świetlicę, poprosił, żebym chwilę poczekała i pobiegł do parapetu. Przybiegł z tulipanem..
Jako że głowę miałam gdzie indziej, to nie załapałam od razu o co mu z tym kwiatkiem chodzi. Powiedział, że „to dla pani”, a ja, że „dla mnie? jak to” a on, że „to za wczoraj…..” i zawstydziwszy się opuścił w dół lico…
NO BYM SIĘ ROZPŁAKAŁA PRAWIE.
Jeszcze nigdy żadne dziecko tak się mną nie przejęło, żeby nawet na drugi dzień pamiętać o tym, że coś niemiłego mi uczyniło. Żadne na przeprosiny nie ścięło mi ewidentnie z czyjegoś ogródka kwiatka (wiem, że ten uczeń nie miał możliwości kupić kwiatka ani sam ani z pomocą rodziny, bo tej pomocy właściwie od rodziny nie ma żadnej) i nie przywiozło do szkoły. No żadne się tak nigdy nie wczuło w sytuację.
Przytuliwszy winowajcę, obiecawszy że się już nie gniewam, no bo przecież no jakże to, odeszłam czym prędzej, żeby się nie rozkleić.
Taka to była sytuacja.
Taki to tulipan.

Nie wiem, czy jest jakaś lekcja na dziś z tego wydarzenia.

Może taka, żeby takim być dla dzieciaków, żeby potem szanowali nas na tyle, że jeśli coś zmalują, chcą Z WŁASNEGO SERCA i niczym nie przymuszonej woli, przeprosić i naprawić, co zepsuli?


25 mar 2017

Na wesoło 3

W dzisiejszym wydaniu serii "Na wesoło" - kilka fajnych tekstów zasłyszanych od dzieciaków :)

1.
Pani Karina - Ł., nie wchodź mi tu do klasy! Idź na przerwę.
Ł. - Nie, ja nie chcę na przerwę, ja zostaję!
Pani Karina - Już, już, szybciutko! Wychodzisz!
Ł. - Nie wychodzęęę!
Pani Karina - NA PRZERWĘ!
Ł. - Pani, ja nie mogę, ja mam uczulenie na przerwę!
[wspólne śmichy-chichy, po czym wyszedł]

2.
Pani Karina - Bawicie się dobrze? To samochód zbudowaliście czy..
Dzieciaki - Tak, tak! O NIE, F.! PALIWO SIĘ SKOŃCZYŁO! CO TERAZ?!
F. - ALLELUJA I DO PRZODUUUU!!! [szaleńczy bieg przez całą klasę]

3.
M. - No pani, on mi zasłania.
Pani Karina - Spokojnie, teraz jest przerwa, jak się zacznie znowu przedstawienie to usiądzie na krześle i ci nie będzie zasłaniał.
[koniec przerwy, światła gasną]
M. - No usiądź już! F., nie ruszaj się tak, bo kręcisz się jakbyś miał OWSIAKI W TYŁKU!

4.
Uczniowie mieli, jako zadanie domowe, przygotować sobie ustną wypowiedź, która miała opowiadać o czymś z przeszłości. Chodziło o prawidłowe użycie czasu przeszłego w wypowiedzi. Mogło to być zdarzenie rzeczywiste albo wymyślone, mieli tu dowolność. Zapisałam słowo w słowo wypowiedzi dwóch uczniów, znając ich "zdolności oratorskie". Prezentuję:

D. - Dawno dano temu było bardzo dawno. Jaś i Małgosia poszli na dwór i było już tak dawno, że zapomnieli pójść na obiad, koniec.
F. - Hoo, ho.. Tak dawno, że.... Więc poszłem. Mój tata poszedł w las, a tutaj patrzy patrzy.. A tutaj.. ZJAWY JAKIEŚ! No on nie wie kto to, a tutaj lis. Nie wiedział co zrobić, to więc uciekł na... To mi rzucił coś do jedzenia... a później poszli.. I poszedł i pokazał a tu stadko ZWIERZĄT! I pokazał im! Poszedł, byli przyjaciółmi i koniec.

~~
Między innymi dla takich chwil warto pracować w szkole :D

10 lut 2017

O tym, jak rysuję dzieciom..

Dzisiaj był ostatni dzień, kiedy dzieciaki w mojej szkole miały lekcje. Od teraz zaczęły się dla nich (dla mnie niestety nie..) zasłużone FERIE :)

Tak na szybciutko chciałam Wam tylko powiedzieć, że mimo iż weekend, mimo ostatniego dnia przed tymi dwoma wolnymi dniami DLA MNIE, mimo że mogłam skończyć już pracę i mieć wszystko, za przeproszeniem, w tyłku..

Siedziałam na świetlicy szkolnej i rysowałam mopsy.
Tak. Mopsy.

Dzisiaj miałam na sobie w pracy koszulę w mopsiki. Okazało się, że dzieci kochają mopsiki. Jeden chłopiec tak bardzo kocha mopsiki, że poprosił, abym narysowała mu mopsika. Prosił mnie o to cały dzień, jednak ciągle nie miałam chwili wolnego, "ciągle coś", więc obiecałam mu rysunek po lekcjach.
Oczywiście poprosił o niego po lekcjach.
Kiedy dzieci zobaczyły, w jaki sposób się to odbywa..... Oblężyły mnie, dosłownie :)
Mianowicie, mój sposób rysowania dla dzieci wygląda tak:

1. Uczeń prosi o rysunek. 
I nie ma, że boli :'D
Jeśli akurat nie robię niczego naprawdę ważnego i dziecko też nie ma do roboty niczego konkretnego, to nigdy nie odmawiam, bo np. "nie mam ochoty" albo "idź się pobaw".

2. Uczeń wybiera, z jakiego zdjęcia chce rysunek.
Otwieram w telefonie grafikę Google, wpisuję w wyszukiwarce to, czego dziecko chce i szukamy. Zawsze ma wybór, chyba że robimy rysunek na szybko i muszę nasmarować coś z głowy. Ale oni wolą "z telefonu". Zauważyłam, że strasznie lubią to, że rysuję dokładnie to, co im się spodoba. I w ogóle sam fakt, że otwieram te obrazki i daję im wybierać! :)

3. Rysuję.
A on/ona czeka. Grzecznie, oczywiście. To jeden z niewielu momentów, kiedy się zatrzymują, są cicho i po prostu czekają. Cud jakiś!

4. RADOŚĆ I SZCZĘŚCIE.
I to zazwyczaj jest moment, w którym podbiega masa innych dzieci i obsiadają mnie, jęcząc: "Paaani, mi też narysuj! Paaani ja bym chciał/a to, to i tamto! Paaani proszę!".

Tak jak dzisiaj, miałam już wychodzić do domu. Wybiła moja godzina wolności, weekendu i w ogóle.. Ale kiedy podchodzi do mnie uczennica, prosi i prosi i pokazuje mi tą kartkę i przykleja się do mnie.. Jak mam odmówić?
Może za miękka jestem. Ale narysowałam dzisiaj 5 mopsików.


Ten u góry po prawej jest właśnie dokolorowywany przez uczennicę ;) Piątego nie ma na zdjęciu, bo dziewczynka za szybko go zabrała :T

Lekcja na dziś: jeśli możesz uszczęśliwić ucznia w tak prosty sposób, jak poświęcenie mu swojego własnego czasu przez chwilę dłuższą, niż to ustawa przewiduje.. To naprawdę warto. Polecam uczucie ciepła na serduszku, kiedy będzie ci dziękować i pokazywać później zdjęcia, na których widać, jak obrazek wisi nad łóżkiem w pokoju i te pe.. :)

10 sty 2017

Na wesoło 2


Lekcja na dziś:
Na wszystko znajdzie się sposób.
Czasem wystarczy rozśmieszyć dziecko, żeby móc wyszczotkować mu zęby :'D