Na pewno tak.
A czy ktoś z Was może powiedzieć, że.....
NIE NUDZIŁ SIĘ W SZKOLE?
Ha. Z tym to już trochę gorzej, co?
Sama wynudziłam się w szkole jak jakiś mops. Wynudziłam się na wszystkie strony świata. Nie chodzi mi nawet o to, że system nauczania był głupi, bo nikomu nie chciało się zająć mną indywidualnie, mimo że wszystkie zadania robiłam szybciej niż inni, a naukę literek uważałam za kretyńską, bo umiałam czytać jeszcze zanim poszłam do zerówki. Moja nuda w szkole nie wynikała jednak tylko z nieodpowiedniego podejścia z programem do uczniów....
Moja nuda polegała na tym, że trzeba było całe dnie spędzać w ławkach.
45 minut non stop. Potem kilka minut przerwy... I znowu te ławki.
5 dni w tygodniu. Przez tyle miesięcy.
Koszmar. KOSZMAR! Jak można to robić dzieciom? D:
Do czego zmierzam.
Zmierzam do tego, że koszmarem było kiszenie dzieciaków w klasach, w ławkach.. I tylko w nich. Moje wspomnienia ze szkoły nie zawierają w sobie bowiem zbyt wiele wyjść klasowych, wycieczek, zabaw czy innych rozrywek, które przecież MOŻNA było zapewnić dzieciakom!
Ale o tym, że można, dowiedziałam się dopiero teraz.
Pracując obecnie w szkole, co i rusz otwieram ze zdziwienia oczy. Bo nagle idziemy do kina. Bo tym razem wychodzimy do teatru. A następnie mamy rajd. Teraz zaś zawody. Tutaj idziemy zwiedzać. Tu zajęcia w muzeum, tam dzień "czegośtam" spędzany na świeżym powietrzu albo na zabawach.
Pomyślicie pewnie - "okej, to w końcu szkoła specjalna, więc normalne, że dzieciaków nie goni się z programem nauczania tylko dostosowuje program do nich".
...otóż nie.
Dzieci z mojej klasy muszą podążać za takim samym programem nauczania jak w zwykłych szkołach. A mimo to szkoła potrafi pofatygować się, by zapewnić uczniom rozrywkę, jakiej przecież potrzebują dzieciaki w ich wieku! Czy to tak trudno pojąć? Wycieczki i zabawy mają WIELE plusów. A jakich?
1. Zadowolenie uczniów.
3. A co się tyczy nauczycieli...
Czy ktoś nadal ma wątpliwości, że warto? :)
Lekcja na dziś - niech nie zapomina wół, jak cielęciem był. Nawet jeśli jest z czymś dużo roboty, to naprawdę wystarczy przypomnieć sobie, co znaczy być dzieckiem i CHCIEĆ się postarać. Bo warto! Zadowolony uczeń to efektywny uczeń, a efektywny uczeń to zadowolony nauczyciel :D
Harmonia zachowana.
Najgorzej jest, kiedy rodzice nie chcą wypuszczać dzieci na wyjścia, bo biedaczki się zmęczą (przy wyjazdach z noclegiem - będą tęsknić), mimo że dziecko samo chce jechać. Albo kiedy bulwersują się, że za dużo wyjść, szkoła ma uczyć, a nie jakieś wycieczki, kina i inne pierdoły c:
OdpowiedzUsuńHistoria zna takie przypadki :).
Ach tak! Słyszałam takie komentarze rodziców :D ale za moich szkolnych czasów.. Teraz z kolei słyszę tylko zachwyty nad tym, jaka ta szkoła wspaniała że tak ZAJMUJE SIĘ dziećmi :)
UsuńRodzice potrafią być różni, u nas się zdarza, że przyjdzie taki i narzeka, że lekcje przepadły, a zaraz potem przychodzi kolejny i wychwala pod niebiosa wszystkie szkolne akcje. Wszystkim nie dogodzisz. Ważne, żeby się wiedziało po co daną akcję się organizuje. U nas w szkole też jest ich sporo i uczniowie to doceniają. Całkiem niedawno np. mieliśmy przedłużoną długą przerwę i cała szkoła szukała czekoladowych jajek, które były poukrywane w budynku i na boisku. Zabawa przednia! A taką naszą największą akcję są chyba warsztaty językowe południowej Anglii - bardzo wyczerpujące dla nauczyciela (który już tam tysiąc razy był tak notabene :)), ale też bardzo satysfakcjonujące, a dzieciaki naprawdę wracają zmotywowane do dalszej nauki języka.
OdpowiedzUsuńNo tak, to prawda, że się nie dogodzi.. Dlatego nie ma co patrzeć na rodziców tylko na to co dla dzieciaków najlepsze - tak jak mówisz, skoro ich motywuje, to już wiadomo co jest dobre :)
Usuń